Polska to nie kraj mlekiem i miodem płynący
Zła opieka zdrowotna, niski standard życia i problemy z integracją, to tylko niektóre z powodów, dla których uchodźcy z Syrii i Erytrei traktują Polskę jako „bazę wypadową” na Zachód.
Kilka miesięcy temu Komisja Europejska (KE) wystąpiła z oficjalnym rozporządzeniem do wszystkich państw należących do wspólnoty, o zaangażowanie się w sprawę uchodźców, zaznaczając, że nie można dopuszczać do sytuacji, w której azylanci będą szturmować tylko niemieckie, włoskie i greckie granice, a inne kraje będą „umywać ręce” od problemu.
Tym samym zgodnie z rozporządzeniem KE Polska powinna przyjąć co najmniej 2600 uchodźców, co zdaniem Gabriele Lesser (dziennikarki „Tageszeitung”) dla 38 mln Polski o stale rosnącej gospodarce i spadającym bezrobociu dodatkowa liczba mieszkańców - uchodźców nie powinna stanowić żadnego problemu.
Problem polega jednak na tym, że wielu uchodźców nie chce zostać w Polsce, co może się wydawać dziwne patrząc na statystyki, z których wynika, że ilość osób starających się o azyl w naszym kraju stale wzrasta.
Prawda jest zgoła odmienna. Uchodźcy starają się o azyl jedynie na wypadek kontroli na granicy czy ulicy, ale tak naprawdę wolą wyjechać na Zachód (i w wielu przypadkach tego dokonują).
Dlaczego Polska jest dla uchodźców mało atrakcyjna? Niemiecka dziennikarka wylicza: zła opieka zdrowotna, słabe możliwości integracji, niski standard życia.
Znajdują się jednak tacy, którzy zostają, jak na przykład 60 chrześcijańskich rodzin z Syrii, którzy za sprawą Miriam Shaded (córki Polki i syryjskiego pastora) w Polsce znaleźli schronienie. W sumie fundacja, w której działa Shaded, pomogła już 1500 osobom.



