Udusił żonę i usłyszał wyrok – 7,5 lat pozbawienia wolności
Dla sąsiadów byli małżeństwem idealnym, parą doskonałą, ale nikt nie wiedziała, jaki dramat rozgrywa się w ich czterech ścianach. Dramat, który zakończył się tragicznie…
Pobrali się 30 lat temu. Z początku ich związek przypominał sielankę, wspólne spacery, trzymanie się za ręce, głębokie, namiętne spojrzenia w oczy, ale z czasem ten żar zaczął wygasać, a żona chciała być zawsze na pierwszym miejscu, spychając męża i jego problemy na dalszy plan.
Z biegiem kolejnych lat kobieta była coraz bardziej zrzędliwa, przeszkadzała jej praca (kobieta pracowała jako pomoc domowa), a mężowi zarzucała, że nie potrafi jej zrozumieć pomimo, że ten szukał różnych rozwiązań jak pomóc żonie i tak było przez kilka lat. Ona narzekała, on potulnie wysłuchiwał i w miarę swoich sił pomagał żonie. Do czasu…
25 sierpnia 2015 roku para wróciła z urlopu, który spędziła nad Morzem Północnym. Rozpakowali walizki, zjedli obiad i nic nie zapowiadało tragedii, która zaraz miała się wydarzyć.
Jak to zazwyczaj w kłótniach bywa, ich powód jest banalny: bo zupa była za słona, bo cukier się rozsypał, bo dziecko zapomniało odrobić zadania itd. Tak samo było w tym przypadku – poszło o niewyniesione śmieci.
Najpierw obraźliwe słowa pod adresem męża, potem bójka w wyniku, której oboje upadają na ziemię, kobieta jest bardzo agresywna, bije męża, upokarza, wtedy jemu przychodzi do głowy myśl: Dosyć tego! Nie mam siły, by dalej tego słuchać! – zatyka żonie usta, potem zaciska ręce na jej gardle i tak trzyma przez dwie minuty. Po tym czasie kobieta nie wykazuje oznak życia.
Gdy do mężczyzny doszło, co zrobił, w pierwszej chwili chciał reanimować żonę, ale na to było już za późno, dlatego zaczął się zastanawiać w jaki sposób zatuszować swój czyn.
Z początku chciał spakować ciało do największej walizki, ale ta okazała się zbyt mała, dlatego zwłoki owinął w plastikową torbę i zakleił taśmą.
Po zapakowaniu zwłok zamówiła taksówkę i pojechał do Maastricht w Holandii, gdzie wyrzucił ciało do rzeki. Po kilku dniach woda wyrzuciła zwłoki na brzeg.
W czwartek (10.03.) sędziowie Sądu Krajowego w Akwizgranie wydali wyrok, wymierzając oskarżonemu 7,5 lat więzienia. 54-latek po usłyszeniu wyroku powiedział tylko: Straszne jest to, że moja żona nie żyje z mojej winy.
Biegli sądowi stwierdzili, że w trakcie rozprawy mężczyzna był bardzo ugodowy, kontrolował swoje emocje i potrafił nad nimi zapanować.
Dawni znajomi mężczyzny w trakcie składania zeznań nie raz zaznaczali, że kiedyś był człowiekiem pełnym życia, radosnym, uśmiechniętym, a pod wpływem żony stał się zgorzkniały, smutny, obojętny na przyjaciół, których z czasem od siebie odsunął.



