W Sprawach Dzieci Nie Można się Mylić. Urzędnikom Jugendantu Zdarza się To za Często!
Znajomość procedur to jedyna skuteczna broń w potyczkach rodziców z Jugendamtem. W obronie dobrze pojmowanych praw rodzicielskich działacze organizacji prospołecznych i prawnicy nie zawahają się użyć wszystkich dostępnych środków, w tym wywołać burzy medialnej czy słać petycji do Parlamentu Europejskiego. Ze skutecznością bywa różnie.
Na ręce prezesa Międzynarodowego Stowarzyszenia Przeciw Dyskryminacji Dzieci w Niemczech Marcina Gala wpłynęło pismo z Parlamentu Europejskiego, w sprawie petycji 1372/2011 (czyli złożonej w 2011 roku), następującej treści: […] Grupa Robocza ds. Dobra Dziecka w Parlamencie Europejskim złoży sprawozdanie ze swoich prac w sprawie petycji dotyczących Jugendamt na następnym posiedzeniu Komisji Petycji, które odbędzie się w dniu 10.11.2016 w Brukseli […].
5 lat minęło jak jeden dzień
Tyle z oficjalnego pisma, teraz dwa słowa o sprawie.
Kością niezgody oraz przedmiotem wspomnianej petycji do Europarlamentu był problem tzw. spotkań nadzorowanych. A konkretnie, w jakim języku rodzic może kontaktować się z odebranym przez urzędników dzieckiem.
Dochodziło do sytuacji, że matka Polka słabo władająca językiem niemieckim musiała podczas takich spotkań rozmawiać z córką po niemiecku, inaczej spotkania przerywano.
– W tym konkretnym przypadku chodziło o to, że matka nie mogła komunikować się po polsku z córką, wtedy 16-letnią Weroniką Chmielewską, tylko musiała to robić po niemiecku, a żadna z nich nie władała dobrze tym językiem – wyjaśnia współautor petycji, prezes Międzynarodowego Stowarzyszenia Przeciw Dyskryminacji Dzieci w Niemczech Marcin Gal.
Sprawa rodziny Chmielewskich
… w skrócie.
Nastoletnie córki Katarzyny Chmielewskiej poczuły, że mają za mało wolności i zgłosiły do Jugendamtu, że w domu są bite, a poza tym alkohol leje się hektolitrami. Liczyły, że przyjdzie urzędnik i nakaże rodzicom, by traktowali je bardziej swobodnie. Tymczasem urzędnicy, owszem, przyszli, ale zabrali dziewczęta w trybie natychmiastowym, oddzielając je od rodziców i umieszczając w zamkniętym ośrodku opiekuńczym.
Pomimo że sąd odrzucił zarzuty wobec rodziców, córki Katarzyny Chmielewskiej przez długi czas nie mogły wrócić do domu. W sprawę zaangażowało się wiele instytucji, w tym Konsulat Polski w Kolonii. O naprawdę dramatycznych perypetiach rodziny Chmielewskich mówiły największe polskie stacje telewizyjne i media, nie tylko mainstreamowe. Wypowiadali się w tej kwestii jej prawnicy specjalizujący się w prawie międzynarodowym, a kierowane przez Marcina Gala Stowarzyszenie skierowało petycję do Parlamentu Europejskiego.
Było o co kopie kruszyć!
– To było mało realne, aby te dwie kobiety, dziewczyna i matka, mogły się ze sobą porozumieć po niemiecku. Monitorująca spotkanie urzędniczka zabroniła im rozmawiać po polsku i zagroziła, że jeżeli nie będzie się odbywać po niemiecku, jakakolwiek komunikacja będzie zablokowana. Matka rozmowę nagrała i tak trafiła do Internetu. Matka spytała potem urzędników, dlaczego nie może używać języka polskiego, ale ich tłumaczenia były bardzo pokrętne – wynika ze słów prezesa Marcina Gala. – Tymczasem, według prawa, obowiązkiem urzędu, w tym przypadku Jugendamtu jest zapewnić możliwość porozumiewania się w ojczystym języku. To oni powinni znaleźć tłumacza, umówić na konkretną godzinę i pokryć koszty tłumaczenia. To nie jest niczyje widzimisię czy zachcianka. Po prostu w myśl prawa europejskiego nie można faworyzować jednego języka, tak jak nie można faworyzować koloru skóry, bo podpada to pod dyskryminację.
Młyny europejskiej sprawiedliwości mielą bardzo wolno
Z pisma przekazanego prezesowi Galowi wynika, że w tym przypadku organem władnym do podejmowania decyzji jest niemiecki sąd. Jednak, jak zapewniają działacze, im szerszy zakres działań, tym więcej można osiągnąć. – Dobrze, że temat ruszono, chociaż w tej konkretnej sprawie to niewiele zmieni, bo dziewczyna (Weronika) jest już pełnoletnia, a sprawa zakończona pomyślnie – podkreśla Marcin Gal.
W tej chwili dramat rodziny Chmielewskich jest już tylko przestrogą i przypomnieniem, że takie rzeczy działy się jeszcze całkiem niedawno. – Wtedy zrobiliśmy wokół sprawy Weroniki Chmielewskiej taki szum medialny, że od tego czasu nie docierały do mnie skargi na to, żeby podczas rozmów nie można było z dzieckiem rozmawiać po polsku. Ten temat na razie uważam za zakończony.
To nie koniec problemów
– Nowe sprawy wciąż się jednak pojawiają – przyznaje prezes Gal.
Jego zdaniem pod lupę trzeba wziąć dwa tematy. Pierwszy z nich dotyczy zakazu kontaktów z dziećmi będącymi pod opieką Jugendamtu. Owszem, tuż po interwencji (około 2 tygodnie) urzędnicy mogą dążyć do rozluźnienia kontaktów, później jednak zakaz kontaktu rodzica z dziećmi jest niezgodny z prawem.
Po drugie: w wielu przypadkach Jugendamt narzuca rodzicom Familienhilfe (pomoc rodzinną). Tak nie powinno być, w tej kwestii decyzję również powinni podjąć rodzice.
Pochodną tej sprawy są raporty, które opiekunki socjalne piszą na przykład na potrzeby Jugendamtu. Zdarza się, że co innego mówią rodzicowi, a co innego umieszczają w dokumentach. W myśl prawa rodzic powinien zapoznać się z każdym pismem, zanim trafi ono do Jugendamtu. W praktyce, niestety, ten przepis często jest łamany.
Wiedza (i znajomość języka niemieckiego) jest potężną bronią
– Często prawa dzieci i rodziców są naruszane czy wręcz łamane. Dlatego trzeba o tym wielokrotnie mówić i nagłaśniać – podkreśla prezes Międzynarodowego Stowarzyszenia Przeciw Dyskryminacji Dzieci w Niemczech. – Znajomość prawa i procedur to najskuteczniejsza broń. Ostatnio miałem przypadek, że dzięki znajomości procedur udało się bardzo szybko odzyskać dziecko zabrane przez urzędników Jugendamtu niesłusznie, bo na podstawie donosu. I to ze znanego z nieustępliwości urzędu w Hamburgu, tzw. Twierdzy Hamburg.
O urzędniczkach Familienhilfe krążą opowieści, nie wszystkie prawdziwe. Przeważają takie, że to one przyczyniają się do odbierania rodzicom dzieci. A potem piszą stronnicze opinie, bo im dłużej zajmują się konkretną rodziną, tym więcej zarobią.
Ponoć każdy człowiek może się pomylić, nawet urzędnik Jugendamtu. Ale w sprawach dzieci nie można się mylić. Szczególnie nie powinny mylić się osoby uważane za specjalistów. Bo każdy błąd w sprawach dzieci to katastrofa. Rodzinny dramat.
Statystyka
Z informacji niemieckiego Federalnego Urzędu Statystycznego wynika, że w Niemczech z roku na rok rośnie liczba dzieci, nad którymi opiekę przejmuje Jugendamt.
W 2015 odnotowano 129 tysięcy takich przypadków, o 4,2% więcej niż w 2014.
Jolanta Reisch-Klose
Zdjęcie: www.flickr.com/photos/usfotografie/8345962959, autor: U.S. Fotografie
Obco we własnym kraju… Niemcy szukają innych miejsc do spokojnego życia
Pedofil „dobiera się” do ciała i psychiki dziecka



