Mały, duży problem z nielegalnymi szczeniakami po obu stronach Odry
Milionowy biznes kontra grupka obrońców praw zwierząt. Przeciwko nielegalnym „farmom szczeniąt” w Polsce protestują aktywiści po obu stronach Odry. Szkoda, że jak do tej pory bezskutecznie, bo duży popyt nakręca sprzedaż.
1 lipca obchodzony jest niemal na całym świecie Dzień Psa. Na pewno nie jest to święto psów, trzymanych przez pseudohodowców.
Bo polskie "fabryki szczeniąt" nie są rajem dla psów. Bardziej przypominają piekło. Suki trzymane są razem ze szczeniakami na niewielkiej przestrzeni. Często w piwnicach, szopach, garażach, na strychach. O wybiegu mogą tylko pomarzyć. Na podłodze zanieczyszczonej odchodami leżą bezbronne kulki i patrzą na świat smutnymi przestraszonymi oczami. - To właśnie w takich warunkach przychodzą na świat nasi ulubieńcy – apelują do kupujących działacze na rzecz praw zwierząt.
Dla tych zwierząt nie ma zmiłuj się. Jedynym wygranym są ich właściciele - pseudohodowcy. Jak wynika z doniesień prasowych, na nielegalnej sprzedaży młodych psiaków z „farm szczeniąt” mogą zarobić nawet 25 tyś. zł tygodniowo. Najpopularniejszym i najbardziej chłonnym rynkiem są Niemcy. Kusi cena 350 euro za buldożka, zamiast krzyczanej przez legalnych hodowców 1500 euro.
Użyteczny i kochany
Czy Niemcy kochają psy? Nie bardziej, i nie mniej niż inne narody. Wielu właścicieli poprzestaje na codziennych spacerach i wieczornym głaskaniu przy telewizorze.
Również z miłości do psów rozwinął się cały biznes. Od spa i hoteli dla psów, po „wyprowadzaczy”, organizatorów psich urodzin, specjalnych karm, do miejsc pochówku dla ukochanych czworonogów. Są też okna życia dla szczeniąt i kanał telewizyjny dla psów.
Niemcy mają o psach bardzo dobre mniemanie. Uważają je za użyteczne, bo „pracują” jako psy policyjne, ratownicze, terapeutyczne czy asystujące. Są też ratunkiem na samotność. Podsumowując, psy dostarczają niemieckiej gospodarce, rocznie, obroty w granicach 5,5 mld euro. Dodatkowo to ponad 100 tyś. miejsc pracy.
Niestety, jest to też dobry biznes dla legalnych hodowców. Dlatego gdy przeciętnemu Niemcowi trafi się „deal” - zapłacić taniej - jest na tak. W tym przypadku towarem jest szczeniak. Teoretycznie rasowy, teoretycznie z rodowodem.
Pies to nie towar
Niemiecki Związek Kynologiczny (VDH) od lat potępia takie praktyki. Na stronie internetowej Związku prowadzona jest kampania przeciwko kupowaniu szczeniaków z nielegalnych „farm” zwanych piwnicznymi hodowlami. Szczególnie, gdy odbywa się ona online. Ostrzegają też przed kupowaniem psów na targach w przygranicznych miejscowościach.
Rzeczywiście, w szczeniaku ze zdjęcia z internetowej aukcji od razu można się zakochać. Rozkoszny pyszczek, wielkie wilgotne oczy. Sprzedający zapewnia, że jest czystej krwi, a z jego rodowodem jest wszystko w porządku. No i ta cena, kilkakrotnie niższa niż za psiaka ze znanej hodowli. Rzeczywistość okazuje się inna. Gdy szczeniak trafia do nowego właściciela, często okazuje się zagłodzonym, przestraszonym i chorym stworzeniem. Nie ma radosnego pyszczka i ufnych oczu. Bywa ślepy, albo tak wyczerpany, że po kilku dniach/tygodniach umiera.
Piesek dla Lisy
Autorzy kampanii przeciwko kupowaniu nielegalnych szczeniąt apelują nie tylko do rodziców, ale też do dzieci. Na stronie internetowej Niemieckiego Związku Kynologicznego można znaleźć animowany film o małej Lisie, która chce mieć pieska. Obrazowo pokazane jest, jak wygląda droga pieska kupionego online do domku nowej właścicielki w Niemczech. Na początku tej drogi są ściśnięte w boksach suki, przy których leżą smutne maluchy. Upchnięte w piwnicy, odebrane zbyt wcześnie matce, a potem transportowane w katastrofalnych warunkach ze wschodniej Europy. Owszem, cena nie jest duża, ale sytuacja zmienia się z pierwszą wizytą u weterynarza. Psu potrzebne są kolejne, bardzo drogie lekarstwa…
Filmik kończy się konkluzją, że kupowanie szczeniąt z nielegalnych hodowli nabija tylko kabzę oszustom. Dlatego należy skończyć z takimi praktykami, żeby mieć w domu szczęśliwego psa. Bo przecież takiego właśnie psiaka chce mieć Lisa. Szczęśliwego.
Chcą zmiany przepisów
Działacze skupieni wokół inicjatywy „Welpenhandel“, podejmują wiele działań, by powstrzymać nielegalny handel szczeniakami. Angażują w nie parlamentarzystów. Wspiera ich sekretarz stanu przy federalnym Ministrze Żywności i Rolnictwa, dr Maria Flachsbarth. Razem szukają rozwiązań, również prawnych, jak powstrzymać działania „psiej mafii”.
Domagają się uregulowania europejskich przepisów w zakresie chipowania i wymogu rejestracji psów hodowlanych, wprowadzenia prawnie wiążących norm w zakresie hodowli psów. Nalegają też na ściślejszą kontrolę i podjęcie stanowczych działań, zapobiegających przemytowi szczeniąt, którego nieodłącznym składnikiem jest cierpienie zwierząt. Władze federalne wypowiadają się w tej kwestii bardzo stanowczo; należy ukrócić praktyki nielegalnego handlu rasowymi szczeniakami, a zwierzęta muszą być transportowane i traktowane humanitarnie.
Hodowca kontra reproduktor
Hodowcy psów uważają siebie za przyjaciół zwierząt. I traktują swoje czworonogi z miłością należną członkom rodziny. Z tym, że mowa tu prawdziwych hodowcach. Właściciele „szczenięcych farm” na pewno się do takich nie zaliczają. To reproduktorzy, a nie hodowcy. Jedynym celem ich działalności jest maksymalizacja zysków. Zwierzę traktowane jest jak przedmiot, maszynka do zarabiania pieniędzy. Suki, często zapładniane na siłę, (przywiązuje się je, by nie mogły uciec przed kryjącym psem) rodzą młode kilka razy w roku. Szczenięta są szybko zabierane od matek, co może prowadzić do problemów behawioralnych.
Ten proceder stał się ostatnimi laty w Europie bardzo lukratywnym biznesem. Wzmacniają go jeszcze: duży popyt na szczenięta, ignorancja potencjalnych właścicieli psów i nieziemsko wysokie marże na rodowodowe szczeniaki. Stąd akcje pod hasłem: Nie kupuj szczeniąt z niewiadomego źródła, na ulicy czy w Internecie. Jeżeli nie będzie kupujących, wykruszą się również sprzedający.
Prawo sobie, życie sobie
Zakup, rejestracja, a nawet wychowanie psa jest w Niemczech włożone w sztywne ramy przepisów. Podobnie w Polsce. Od 1 stycznia 2012 r. obowiązuje ustawa o zakazie nielegalnej hodowli psów. Kompletnie nieegzekwowalna przez aparat prawny państwa. O los okrutnie traktowanych zwierząt upominają się jedynie działacze na rzecz ochrony ich praw. Jednak bardzo szybko i bardzo łatwo dopina się im łatkę oszołomów. Ich działania są często torpedowane przez policję, prokuraturę i sądy, gdzie zwykle bierze się stronę właścicieli psów.
Od kilku lat polskie i niemieckie organizacje pro-animals łączą siły. Wspólnie udało im się doprowadzić do zamknięcia kilku nielegalnych hodowli w Polsce, chociaż działo się to z niemałym trudem. Jest to kropla w morzu, bo w Polsce działa niemal 10 tyś „farm szczeniąt”, wiele z nich liczących kilkaset suk. Czyli po jednej stronie jest idący w setki milionów biznes, a po drugiej – kilkudziesięciu zapaleńców bez odpowiednich funduszy. Wynik tej batalii z góry wydaje się przesądzony.
Zdjęcie: www.flickr.com/photos/9258photo/5152263423, autor: sally9258